Kompostownik miejski sprawdza się dobrze, kilka transportów już dostarczonych. Ale wiadomo kompost w ogrodzie potrzebny zawsze i w każdej ilości. Z tym jest krucho...
Podczas szwendania się w internecie wpadła mi w ręce taka oto stronka:
http://oddamodpady.pl/gdzie-sa-otwarte-kompostowniki/
Ma się rozumieć że zgłosiłam swój kompostownik "objazdowy".
W mieście odpady organiczne to problem "do zagospodarowania": system odbioru, instalacje gospodarki odpadami, rzadko selektywna zbiórka odpadów kuchennych, potężne nakłady finansowe. A w efekcie produkt końcowy zazwyczaj nie nadaje się do wykorzystania.
A na wsi, w ogrodzie, kompost jest tak potrzebny, (bez zanieczyszczeń - tylko odpady organiczne).
Ciągle ziemi zabieramy zabieramy i zabieramy tzw płody rolne wywozimy do miasta, a odpadki które na wsi zamknęłyby się w naturalnym cyklu, w mieście są bezużyteczne, mało tego stanowią problem do pozbycia.
Może dzięki takim inicjatywom jak wyżej uda się zawrócić chociaż część pozostałości roślin do ziemi.
Strony
▼
wtorek, 30 sierpnia 2016
sobota, 27 sierpnia 2016
Koniec sielanki, demolka rozpoczęta
Do tej pory na hektarach było zielono i sielsko (może niekoniecznie aż anielsko).
Rosły sobie chaszcze mniejsze lub większe (większe) i zarastały chwastami (większymi).
Aż wjechała koparka (mini) i zaczęła się cywilizacja
Parę krzewów bzu musiało polec i ziemia miała być rozkopana (pod prąd) i pod garaż. Co później nastąpi, aż strach myśleć.
Rosły sobie chaszcze mniejsze lub większe (większe) i zarastały chwastami (większymi).
Aż wjechała koparka (mini) i zaczęła się cywilizacja
Parę krzewów bzu musiało polec i ziemia miała być rozkopana (pod prąd) i pod garaż. Co później nastąpi, aż strach myśleć.
Oto sprawca zniszczeń |
Koparka w akcji
|
I gotowy wykop na kabel na prąd, teraz "tylko" trzeba zasypać najpierw piaskiem, ułożyć kabel, znowu piasek, i na końcu ziemia
|
I powrót do sielanki widok na bzy z pozycji horyzontalnej, odpoczynek w machaniu łopatą w 30 stopniowym upale |
I na koniec dnia zasypany kabel |
I zmachany człowiek |
piątek, 26 sierpnia 2016
Wał permakulturowy własnoręczny po raz pierwszy
Czytanie o wałach, oglądanie wałów (grządek podniesionych) (youtube), a zrobienie grządki podniesionej (wału) to zupełnie co innego. No to do roboty:
Zalosowane miejsce na wał |
Wymierzone 1 x 4 m, oznaczone i wykopane na sztycha, ale nie wybrane |
Uff wykonane (i wybrane) głębokość dwa sztychy i trochę, prawie do kolan |
Lecimy z pierwszą warstwą (tego dobra mam w nadmiarze) |
Wożę i wożę te gałązki, a dół się nie chce zapełnić |
Druga warstwa (tego mam jeszcze więcej) |
Trawsko |
Wreszcie! |
Doczekałam się - słoma |
Jak się wykopało dół to go teraz trzeba zasypać |
Lekko podsuszona lucerna |
I na tym poległam, brakło mi wody, chce mi się pić, chcę do domku.
Błędy, proszę bardzo: za głęboki dół, przeliczyłam swoje siły, nie przesypałam ziemią konarów drewna ani gałązek, na słomę nie miałam obornika ani kompostu i nie skończyłam wału.
Skończę hmm as soon as possible, bo jutro kopiemy prąd...
A w poniedziałek idę do pracy - odpocząć :)
Aktualizacja:
Wał udało się skończyć, dopiero po położeniu i zasypaniu kabla z prądem
Gotowy wał wyglądał tak
a po pewnym czasie tak
Aktualizacja:
Wał udało się skończyć, dopiero po położeniu i zasypaniu kabla z prądem
Gotowy wał wyglądał tak
a po pewnym czasie tak
niedziela, 21 sierpnia 2016
Kompostownik miejski
Za każdym razem jak wyrzucałam zielsko do kosza, (tego to jem dużo, to i wyrzucam dużo odpadków), to jakoś tak serce bolało, że się tyle dobra marnuje. I że jak już będę mieszkać na hektarach to będę kompostować, a nie marnować. Ale kiedy ja będę mieszkać na hektarach? Dom ze słomy się projektuje jeszcze.
No przecież musi być jakiś sposób TERAZ na kompostowanie. No i szukałam kompostownika kuchennego w internecie. Znalazłam, a jakże, małe toto jak kubek (no dobra taki większy kubek), co to się zmieszczą dwa ogryzki i może skórka z banana, a drogi!!!! Szukam dalej, Ta dam! I znalazłam -
No przecież musi być jakiś sposób TERAZ na kompostowanie. No i szukałam kompostownika kuchennego w internecie. Znalazłam, a jakże, małe toto jak kubek (no dobra taki większy kubek), co to się zmieszczą dwa ogryzki i może skórka z banana, a drogi!!!! Szukam dalej, Ta dam! I znalazłam -
wiaderko do bokashi:
Z kranikiem i z EM (efektywnymi mikroorganizmami)
Ale po co mi kranik? Będę ten mój kompost miejski wywozić na hektary za każdym razem, jak będę jechać (ostatnio prawie codziennie). A o EM Gorzka Jagoda wypowiadała się nader ostrożnie. Może by tak spróbować bez kranika i EM?
I oto jest mój kompostownik miejski:
Dwa wiaderka (15 l), jedno z pokrywką i z dziurkami własnej roboty. Z dziurkami wkładamy do środka, do drugiego wiaderka.




Dziurki są po to, żeby w dolnym wiaderku gromadził się płyn, no i do dostępu tlenu do rozkładającego się zielska.
Inwestycja 17,80 zł, nie licząc błagania B. o dziurki :)
Trochę upierdliwe to szczelne zamykanie, ale zawsze to lepsza pokrywka niedomknięta nawet niż nic, (jak do tej pory na koszu na śmieci), to tak a propos muszek owocowych. Jak się szczelnie zamknie (dociśnie) muszki owocowe nie maja prawa się dostać.
Kompostownik miejski jak znalazł, bo dziś robiłam produkcję soku bzowego.
Tyle wyszło z jednego wiaderka 10 l narwanego bzu. A zostało jeszcze zatrzęsienie bzu na krzakach.
Dwa wiaderka (15 l), jedno z pokrywką i z dziurkami własnej roboty. Z dziurkami wkładamy do środka, do drugiego wiaderka.
Dziurki są po to, żeby w dolnym wiaderku gromadził się płyn, no i do dostępu tlenu do rozkładającego się zielska.
Inwestycja 17,80 zł, nie licząc błagania B. o dziurki :)
Trochę upierdliwe to szczelne zamykanie, ale zawsze to lepsza pokrywka niedomknięta nawet niż nic, (jak do tej pory na koszu na śmieci), to tak a propos muszek owocowych. Jak się szczelnie zamknie (dociśnie) muszki owocowe nie maja prawa się dostać.
Kompostownik miejski jak znalazł, bo dziś robiłam produkcję soku bzowego.
Sok bzowy po pasteryzacji |
sobota, 20 sierpnia 2016
O szarłacie słów kilka
Po uprawie czosnku (pole wypuszczone w dzierżawie) odziedziczyłam szarłat.
Szarłat pokazany jest tu:
źródło: http://rozanski.li/366/szarlat-szorstki-amaranthus-retroflexus-linne/
Ale jakiś taki marny się wydaje. U mnie to dopiero
okazy są, takie do 1 m. No może lekko przesadziłam (ale tylko lekko) 70 - 80 cm to spokojnie i rozrasta się toto w
tempie błyskawicznym. Nie zrobiłam zdjęcia moim szarłatom, bo zamiast z aparatem latałam z motyczką. Miałam się dziś byczyć nad wodą bo sobota, lato i urlop (w dodatku). Ale
jak sobie poczytałam o tym szarłacie wieczorem, to aż mi spać nie dał i bladym
świtem znowu pognałam na hektary, powalczyć z szarłatem.
'Będąc młodą lekarką" (pamiętacie to jeszcze?). Chwila
ani lekarka, ani taka całkiem młoda. Dobra wersja zmodyfikowana: "będąc nową
rolniczką", na poważnych stronach rolniczych douczyłam się, że ten szarłat to
bardzo groźny chwast segetalny jest. I znowu nowa rolniczka musiała się douczyć co
znaczy ruderalny i segetalny. Z grubsza ruderalny na miejscach zmienionych
przez człowieka (skojarzenie z ruderą jak najbardziej pomocne), a segetalny to
taki, co w uprawach lubi i ma podobny cykl życiowy do uprawianych roślin.
Mocarna jest ci to roślina. Walkę wręcz (z wyrywaniem) przegrywałam. Uzbrojona w
motyczkę podkopując korzeń dawałam rady. Czyściłam poletko z szarłatu, żółtlicy, powoju, a nawet o zgrozo perzu i zasiewałam facelią z gorczycą. W moim ulubionym sklepie ogrodniczym (po drodze z Wielkiego Miasta na hektary) mieszanka motylkowatych nie występowała. To stworzyłam: facelia i gorczyca. Gorczyca krzyżowa jest (znaczy z rodziny takiej jak
kapusta), a nie motylkowa, ale na nawóz zielony i poplon się nadaje i z facelią komponuje.
![]() |
Oczyszczone poletko z szarłatu, zasiana gorczyca z facelią Po lewej lucerka, po prawej zbronowane pole po czosnku (dalej) i pszenicy (bliżej) |
![]() |
Miejsce spoczynku szarłatu - ściółkuje żywopłot na kartonie |
A i jeszcze o szarłacie mój jest szorstki (gatunek), to roślinka lecznicza jest (ale po co mi aż tyle?). O której dr Henryk Różański
pisze tu:
piątek, 19 sierpnia 2016
Permakulturowe dylematy
Że ma być naturalnie, zdrowo (po to kupiłam hektary), bez grama chemii, permakulturowo to wiadomo.
I zaplanowałam sobie wały permakulturowe, o których pisze Gorzka Jagoda tu:
http://krycor.blogspot.com/search/label/wa%C5%82y%20permakulturowe
albo podniesione grządki, znowu Gorzka Jagoda tu:
http://krycor.blogspot.com/search/label/podniesione%20grz%C4%85dki
albo przekładańce vel kanapki według Utygan
I Sepp Holzer w swojej książce.
Sąsiedzi dzień wcześniej rozrzucali obornik, więc poprosiłam sąsiadkę "przy okazji" o trochę gnoju żeby przywieź w pobliże chaszczy.
Sąsiedzi chcieli dobrze, rozrzucili obornik i od razu zbronowali, na tym kawałku hektarów, co to chciałam własnoręcznie uprawiać.
Reszta hektarów puszczona w dzierżawę - stan zastany przed kupnem i ja po trochę będę odbierać. W planie odbierania 22 ary - kawał pola. Na kawałku chaszcze (teraz to już bzowy sadek), na kawałku zasiana lucerka i kawałek po czosnku i pszenicy.
No i teraz mam dylemat: robić te wały czy nie robić?
Ziemia u mnie dobra III klasa (pył ilasty), ciągle uprawiana: czosnek i pszenica.
Ugory u mnie na wsi nie występują.
Z drugiej strony mam gałęzie po czyszczeniu chaszczy, całe mnóstwo, których nie dałam spalić, a mozolnie musiałam ciąć i układać w sterty, żeby chaszcze jako tako uporządkować. Z przeznaczeniem na wały ma się rozumieć.
Słomę też mam, Siana/trawy nie mam, bo posianą i skoszoną lucerkę (jak się tu mówi) krowa zjada.
Gnój już nawieziony i zbronowany.
Wiem że na pewno nie chce zostawiać gołej ziemi na zimę.
Sąsiedzi zasiali lucernę na wiosnę, mimo że prosiłam o to w jesieni, ale tak tu się robi. Lucerka siana na wiosnę. I została goła biedna ziemia na zimę.
Teraz goły kawałek po czosnku i po pszenicy chcę koniecznie zakryć.
Co robić?
1) Budować wały?
czy
2) Zasiać nawóz zielony? koniczyna wieloletnia lub facelia i gorczyca przemarznie przez zimę
Żeby na wiosnę zasadzić przynajmniej maliny i porzeczki.
A warzywa jak się uda (bo pracuję w Wielkim Mieście i praca mnie wsysa, no i jeszcze nie mieszkam na hektarach, a w Wielkim Mieście).
To ja może zapytam Gorzkiej Jagody. Moje guru, nie to złe słowo, moja przewodniczkę, po mądrym ogrodnictwie w zgodzie z naturą. Mądrą, serdeczną i życzliwą osobę. Mądrą doświadczeniem, a nie wiedzą nabytą.
Tak wygląda schemat wału permakulturowego
A tu inny rysunek wału:
A an koniec filmik z moją Przewodniczką w roli głównej
I zaplanowałam sobie wały permakulturowe, o których pisze Gorzka Jagoda tu:
http://krycor.blogspot.com/search/label/wa%C5%82y%20permakulturowe
albo podniesione grządki, znowu Gorzka Jagoda tu:
http://krycor.blogspot.com/search/label/podniesione%20grz%C4%85dki
albo przekładańce vel kanapki według Utygan
I Sepp Holzer w swojej książce.
Sąsiedzi dzień wcześniej rozrzucali obornik, więc poprosiłam sąsiadkę "przy okazji" o trochę gnoju żeby przywieź w pobliże chaszczy.
Sąsiedzi chcieli dobrze, rozrzucili obornik i od razu zbronowali, na tym kawałku hektarów, co to chciałam własnoręcznie uprawiać.
Reszta hektarów puszczona w dzierżawę - stan zastany przed kupnem i ja po trochę będę odbierać. W planie odbierania 22 ary - kawał pola. Na kawałku chaszcze (teraz to już bzowy sadek), na kawałku zasiana lucerka i kawałek po czosnku i pszenicy.
No i teraz mam dylemat: robić te wały czy nie robić?
Ziemia u mnie dobra III klasa (pył ilasty), ciągle uprawiana: czosnek i pszenica.
Ugory u mnie na wsi nie występują.
Z drugiej strony mam gałęzie po czyszczeniu chaszczy, całe mnóstwo, których nie dałam spalić, a mozolnie musiałam ciąć i układać w sterty, żeby chaszcze jako tako uporządkować. Z przeznaczeniem na wały ma się rozumieć.
Słomę też mam, Siana/trawy nie mam, bo posianą i skoszoną lucerkę (jak się tu mówi) krowa zjada.
Gnój już nawieziony i zbronowany.
Wiem że na pewno nie chce zostawiać gołej ziemi na zimę.
Sąsiedzi zasiali lucernę na wiosnę, mimo że prosiłam o to w jesieni, ale tak tu się robi. Lucerka siana na wiosnę. I została goła biedna ziemia na zimę.
Teraz goły kawałek po czosnku i po pszenicy chcę koniecznie zakryć.
Co robić?
1) Budować wały?
czy
2) Zasiać nawóz zielony? koniczyna wieloletnia lub facelia i gorczyca przemarznie przez zimę
Żeby na wiosnę zasadzić przynajmniej maliny i porzeczki.
A warzywa jak się uda (bo pracuję w Wielkim Mieście i praca mnie wsysa, no i jeszcze nie mieszkam na hektarach, a w Wielkim Mieście).
To ja może zapytam Gorzkiej Jagody. Moje guru, nie to złe słowo, moja przewodniczkę, po mądrym ogrodnictwie w zgodzie z naturą. Mądrą, serdeczną i życzliwą osobę. Mądrą doświadczeniem, a nie wiedzą nabytą.
Tak wygląda schemat wału permakulturowego
![]() |
żródło: http://alekovo.com/raised-beds-permaculture-style/ |
![]() |
Źródło: https://www.permaculture.co.uk/articles/many-benefits-hugelkultur |
czwartek, 18 sierpnia 2016
Pali się słoma i mam słomę
Dojeżdżając do działki: Skąd ten dym? Co się pali? Łęty po
ziemniakach? Nie to jeszcze nie czas. I wtedy zobaczyłam: słoma się pali. Dwa
pola dalej od mojego rancza. Wystrzeliłam z samochodu, podbiegłam przez pole do gościa.
- Pali Pan słomę?
- Bo nie potrzebuję (i widłami dokłada do ognia).
- A ja chętnie wezmę
- Ale jak Pani weźmie?
- No jakoś
wezmę,
- Ale za późno (a jeszcze nie wszystko się paliło i dodaje
tymi widłami do ognia)
Młody Sąsiadów akurat zwoził ich słomę. Facet od palącej się
słomy zatrzymał traktor Młodego
- Bo Pani chce słomę
Na to wyszła Sąsiadka (mieszkają po drugiej stronie drogi)
- To Pani przywieziemy tej słomy, pani pokaże, gdzie pani
złożyć.
I tym sposobem mam słomę na ściółkowanie. Już przywieziona w moje chaszcze. (Zdjęcie zamieszczę).
Zapasy słomy, to niebieskie to na kabel na prąd |
Słoma między bzami, przykrywa przez Sąsiadów |
Ale zapobiec spalaniu nie udało się.
No przecież nie wyskoczę z tekstem: życie biologiczne w
glebie ginie itd. Jedyne co mogę powiedzieć to że wezmę słomę. A i tak gość (stary
kawaler jak zeznawała Sąsiadka, zdziwaczały jakiś ma swoje sposoby i już) spalił do ostatniego źdźbła, zbronował spopielałe pozostałości (chyba
jeszcze gorące) i pojechał.
poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Po co pani tyle bzu?
Nie mogłam się zdecydować: "Ranczo pod bzami", "Azyl po bzami", "Siedlisko pod bzami", "Ogród pod bzami". Chwila, jakie ranczo? Zero koni, krów, kóz, owiec, a
nawet w planach nie ma. No chyba że, jako ranczowe zwierzaki mogą występować .... jaszczurki :), to wtedy ranczo. Azyl, hmm, może to będzie kiedyś azyl, mam zamiar taki stworzyć. Siedlisko, nawet fundamenty nie ocalały po
bardzo starym domu , a nowy ze słomy ciągle się projektuje. Ogród pod
bzami, no ale przecież ogród to raczej z bzami, a nie pod bzami. Zostaje Pod bzami. A co wyjdzie zobaczy się...
Paniusia z miasta (jak to się u mojej babci mówiło) kupiła hektary, 1,15 ha dokładnie. Jak
jeszcze można było kupić. Z miasta to paniusia jest dopiero w drugim pokoleniu, więc całkiem świeża miastowa :), a teraz nowiutka wiejska :). Hektary kupione dbają o rozrywkę paniusi dzień i
noc, paniusia przemyśliwuje: wiosna , lato, jesień, zima, paniusia sadzi - jesień, paniusia wycina chaszcze -zima, paniusia sieje - wiosna, No i zamiast się byczyć nad wodą, spędzać słusznie
urlop (zaległy z tamtego roku) to paniusia z motyczką gania i chwaściory wyrywa, w samo południe w 30 st. C.
I znowu wczoraj usłyszałam: Po co pani tyle bzu? Każdy się dziwi :) Ten bez to na miejscu dawnego sadu porósł, baaaaaaaaardzo zdziczałego sadu, na małym kawałku hektarów. Pilnowałam bzu podczas wycinania, przerzedzania chaszczy. Chaszcze = zdziczały sad = dżungla. Bez ma zostać i już. No i jest. Bzowy sadek. A odpowiedź: bo ładny, bo kwitnie, bo owoce, bo sok i kwiaty lecznicze, bo lubię i najważniejsze bo BYŁ. A co ja się będę tłumaczyć. Drzew owocowych nie dało się uratować niestety. Koparki nie wzięłam do wycinania chaszczy i wyrywania korzeni, bo bez i jesiony. Zostawiłam 6 jesionków, te jesionki :) to takie potężne drzewa - dają mi cień. Oj jak ten cień się przydaje w upały....Pod jesionkami powstał Klub pod jesionkami :) miejsce gdzie się odpoczywa i siedzi, na miejscu starego domu, po którym nie zostały nawet fundamenty, tylko usypana górka (prostokątna). Dobrze mi tam pod tymi jesionkami. Bzowy sadek do przebudowy w stronę bardziej normalnego :) znaczy owocowego. Ale póki co wszystkiego nie da rady zrobić. Zresztą zobaczcie sami...
Tak było dwa lata temu, przed kupnem działki
A w czerwcu tego roku było tak:
A to Klub pod jesionkami do odpoczywania i spożywania :) prowiantu
I niezbędna infrastruktura w tle
Ta ogromna praca wycinania chaszczy, nie byłaby możliwa bez pomocy B., a właściwie to jego zasługa. Bo przy całym dążeniu do samodzielności samowystarczalności nie potrafię odpalić piły spalinowej. Wielkie podziękowania i ukłony dla B.
I znowu wczoraj usłyszałam: Po co pani tyle bzu? Każdy się dziwi :) Ten bez to na miejscu dawnego sadu porósł, baaaaaaaaardzo zdziczałego sadu, na małym kawałku hektarów. Pilnowałam bzu podczas wycinania, przerzedzania chaszczy. Chaszcze = zdziczały sad = dżungla. Bez ma zostać i już. No i jest. Bzowy sadek. A odpowiedź: bo ładny, bo kwitnie, bo owoce, bo sok i kwiaty lecznicze, bo lubię i najważniejsze bo BYŁ. A co ja się będę tłumaczyć. Drzew owocowych nie dało się uratować niestety. Koparki nie wzięłam do wycinania chaszczy i wyrywania korzeni, bo bez i jesiony. Zostawiłam 6 jesionków, te jesionki :) to takie potężne drzewa - dają mi cień. Oj jak ten cień się przydaje w upały....Pod jesionkami powstał Klub pod jesionkami :) miejsce gdzie się odpoczywa i siedzi, na miejscu starego domu, po którym nie zostały nawet fundamenty, tylko usypana górka (prostokątna). Dobrze mi tam pod tymi jesionkami. Bzowy sadek do przebudowy w stronę bardziej normalnego :) znaczy owocowego. Ale póki co wszystkiego nie da rady zrobić. Zresztą zobaczcie sami...
Tak było dwa lata temu, przed kupnem działki
A w czerwcu tego roku było tak:
A to Klub pod jesionkami do odpoczywania i spożywania :) prowiantu
I niezbędna infrastruktura w tle