sobota, 4 maja 2019

Chwasty... a to niespodzianka! i prywatny rezerwacik

Chwasty są ... fascynujące. 

Tak, tak,  zaraz powiedzą chwasty są do plewienia i do zwalczania (czytaj lania trucizną).
A mnie fascynują, nic na to nie poradzę. Łażę i oglądam bacznie i podziwiam zielsko. Zaiste wielka bioróżnorodność u mnie nastała i ciągle się coś zmienia. Najczęściej przybywa 😄

Pięknie zakwitł mniszek w ilościach hurtowych, od razu poweselało żółtą radością.

I jak się gniewać na to cudo że rośnie?

Łopian dobrze się miewa, pisałam o nim już jakiś czas temu. A ostatnio wyczytałam albo wyoglądałam że Łukasz Łuczaj (ten od jadalnych dzikich roślin) narzeka że coraz rzadziej można spotkać łopian, bo już nie ma przychaci, za to równiutkie na 5 mm wystrzyżone trawniki. Łopian się uprawia ! (no dobra nie w Polsce).

No więc u mnie łopianu pod dostatkiem z tendencją do nadwyżek (znacznych).

Mam i i ja perz niczego sobie, co prawda tylko gdzieniegdzie, nie wszędzie.

A tak a propos łopianu, mniszka i perzu, to wg Kudlińskiego jak się pije te trzy mocarne ziółka na nic się nie choruje. Mam wszelkie warunki do nigdy-nie-chorowania.

Oset (znaczy ostrożeń polny) - ten się rozpanoszył i jego nie lubię, zwłaszcza jak przygotowuje pole na warzywnik albo sieje na wałach/ podwyższonych grządkach. Oset  jest w dodatku uparty. Uprze się że nie chce być eksmitowany i gadaj tu z takim. Jedyny sposób na rozmowę - szpadel - na inne środki  perswazji nie reaguje.

Te wyżej to już znam, ale jaka frajda tropić te których nie znam, albo te które przybyły.

Przybyła od razu w ilościach hurtowych sałata kompasowa i się rozgościła na dobre w koniczynie łąkowej.
Sałata kompasowa - chyba 

Rozpoznałam ostatnio marunę bezwonną, wcześniej też była, ale za to teraz jest nazwana. Odkryłam podbiał w pojedynczych egzemplarzach, a wydawało mi się że on nad potokami, a u mnie jest bez potoku.
Bluszczyk kurdybanek się rozgaszcza, taki delikatny i nienachalny, nieprzeszkadzający, tego lubię.
Podagrycznik po rozróbach  koparkowych na wielką skalę, jakby się wycofał na dogodne pozycje. Też bym się wycofała jakby mnie przykryli warstwą ziemi.

Odkryłam za to wilczomlecz obrotny, na razie pojedyncze okazy. Ten to trujący, co mnie nie zmartwiło, a wręcz ucieszyło, bo mam najazd nornic. Samych nornic nie widziałam, za to ich dziury, a te to owszem na pęczki, tam gdzie ściółkowane na wałach i tam gdzie nie ściółkowane. Znaczy nie wybrzydzają kopią i ryją równo. A ten wilczomlecz z nadzieją do podtrucia nornic. Bo nawet się sprzedaje wilczomlecz, co prawda  groszkowy, specjalnie na nornice. Wszystkie wilczomlecze trujące. Może się skuszą?

Wilczomlecz obrotny 

A teraz będzie o pokrzywie i jej spółce albo dwóch spółkach, a nawet trzech. Była sobie pokrzywa w całych łanach pod przyczepą, w rowie i gdzie indziej z tendencją do wędrowania (i wcale nie wracania). Że się sąsiedzi  bali pokrzywy, to grzecznie z kosą ganiałam od czasu do czasu i kosiłam co większe i piękniejsze łany. Aż tu pokrzywa przygruchała sobie koleżankę - jasnotę białą. Koleżance się u mnie podobało bo się rozpasała. I rosną sobie dwie w komitywie. Pokrzywa i drugą koleżankę  zaprosiła, z tą się mniej lubią i mniej tej drugiej koleżanki - jasnoty purpurowej.

Ale była jeszcze trzecia koleżanka. W środku pokrzywa, po lewej jasnota biała, po prawej - no nie wiem co. Duże jak pokrzywa, liście kurdybanka w powiększeniu 5 krotnym. Takie milutkie i delikatne jak do głaskania. Kwiatków nie ma. Co ja się naszukałam tego chwastu. W atlasach roślin, a nawet w atlasach tych od trucizn, co to podają co lać na co i kiedy. I nic, i nic, i nic. Niezidentyfikowany obiekt.

Narwałam pokrzywy i jasnoty do jedzenia ma się rozumieć. Skubnęłam jasnotę - bardzo smaczna. Skubnęłam nieznajomą, łeeee gorzkie - nie będę tego jeść. I dalej nie wiem co to. Aż tu zapodałam zdjęcie w wirtualnym atlasie, tak z głupia frant i i wyszło, że to szanta zwyczajna.


Szanta zwyczajna albo mierznica czarna (bardziej prawdopodobne)
 Sprawdziłam gdzie indziej, no faktycznie szanta. I to lecznicze jest na drogi oddechowe. No patrz, a ja przez cały weekend majowy z katarem okropnym, kaszlem jeszcze okropniejszym,  przeziębieniem  i ogólnie do niczego! A tu mi kolejny raz lekarstwo włazi pod nogi i wrzeszczy: "no weźże mnie".

Rzut oka na wikipedię. I zdębiałam. Bo szanta to.... gatunek wymierający. Umieszczona na Czerwonej liście roślin, jako gatunek krytycznie zagrożony (kategoria E).  Widocznie moja szanta nic o tym nie wie, że wymierająca, panoszy się bezczelnie i  nawet wypiera pokrzywę. To może ja jej kosić nie będę, a niech se rośnie i nie wymiera!

Update
Mądrzejsi ode mnie orzekli, że to może być mierznica czarna, podobne i bardziej pospolite, ale też niczego sobie. I żeby nie było że to tylko moje zdanie tu dr Różański o mierznicy:
https://rozanski.li/2598/mierznica-ang-black-horehound-ballota-w-praktycznej-fitoterapii-dried-flowering-tops-of-ballota-nigra-l-jako-surowiec-oficjalny-w-farmakopei-europejskiej-i-brytyjskiej/

A prywatny rezerwacik jak się wreszcie ogarnie plac boju (dla niewtajemniczonych budowy) będzie z podpisanymi roślinkami ziołami.