czwartek, 10 sierpnia 2017

Sama baba na budowie, czyli z potyczek inwestorki

Po komentarzu Sylwii:

"Myślę że kobieta sama na budowie ma trudniej niż facet, bo za sam ten fakt ma mniej respektu. Na innym blogu kobieta sama remontująca dom w pewnym momencie (nie takim znowu krótkim) musiała do domu wchodzić przez okno, bo zamontowane przez fachowców drzwi nie dały się otworzyć. Już nie wspomnę, że gliniane tynki robiła trzy razy. Ech... scyzoryk się w kieszeni otwiera."

za który bardzo dziękuję, ciągle chodzi za mną: jak to jest z tą babą na budowie samą.

Ano zachciało się babie budować (w dodatku ze słomy) to teraz ma.
Jest straszno i przerażająco czasem i beznadziejnie i stresowo (to zawsze na bank - codziennie coś), czasem się ma dość wszystkiego, czasem śmiesznie, a czasem radośnie a czasem duma rozpiera. Pełny wachlarz. Do wyboru (niekiedy ograniczonym) do koloru. Tylko nudno nie ma nigdy. To gwarantowane.

Najgorszy jest ten strach. O matko jak ja się bałam tej budowy. Niepotrzebnie. Od decyzji (2013) do wbicia łopaty (2017) trochę czasu upłynęło. Dojrzewałam sobie 😃. Równocześnie dojrzewały sobie papiery projekty podłączenia i pozwolenia. Nawet na ogrodzenie musiałam mieć pozwolenie - uwierzycie?

O strachu i nastawieniu: przez pewien czas było tak: jak głupia baba nie mająca pojęcia o budowie sobie poradzi? Z naciskiem że sobie nie poradzi. Największy błąd.

I było szukanie pomocników, co pojęcie mają większe. No i był taki jeden znajomy jak on mi to pomoże, bo przecież na budowie się zna jak nikt inny. Według niego: fundamenty zrobimy sami (znaczy z lokalną ekipą), bo przecież on ma ekipę, drewno ma sprawdzone to też nie będzie problemu. Tylko niech z tą słomą zrobią ci z Lublina. Uwierzyłam. Kolejny  błąd.
Przyszło do budowania, okazuje się że ekipy do fundamentów nie ma. Zostałam z niczym (a raczej z nikim), nie miał kto zrobić fundamentów. Drewna też nie ma. Tego wielkiego pomocnika co się miał zajmować budową, fachowcami, materiałami w dobrej cenie, nie było ani razu na budowie - zero.
Koniec końców to była dobra lekcja odpowiedzialności za którą jestem wdzięczna.

Tak oto wreszcie dotarło do mnie, że budować owszem będę samodzielnie. I z wszystkimi problemami muszę się zmierzyć sama. Budowę wzięłam w swoje ręce. Nareszcie! Nie było lekko ale było lepiej, klarowniej, że budowa zależy ode mnie. Owszem wielka odpowiedzialność, ale też poczucie siły takiej wewnętrznej.

Według innego znajomego: sama baba to od razu do odstrzału. W sensie łatwy cel do wykiwania przez fachowców. Więc pytam jeszcze kogoś innego: jak to jest na z tymi babami na budowie: czy baby się nie słucha. I opowiedział mi przypowieść: jak to koledzy wiedząc że nadzorować robotę będzie baba, poszli na łatwiznę "a co to tam baba wie", i nie będą robić tak jak należy, pójdą po bandzie. I jak ta kobita przyjechała na budowę, ustawiła cwaniaczków tak że im szczęki pospadały i zabrali się biegusiem za porządną robotę. A ten mój znajomy miał ubaw po pachy. Nie powiem budujące wielce.

A tu opowieść o innej kobiecie budowniczym, co to ustawiała wykonawców:
http://niedlaidiotow.blog.pl/archiwa/919

Mój ulubiony fragmencik:
Szefowa, jak mamy przygotować tynk? Bo w projekcie nie ma o tym ani słowa? Roześmiałam się i  spytałam: – Jak długo pracujecie na budowie? Ponad 10 lat i nie umiecie tynku z worka rozrobić? No to chodźcie chłopaki, pokażę wam. Poszliśmy, tynk wsypany do kastry, włączyłam mieszadło, szlauch z wodą i po chwili tynk był gotowy. Żartem powiedziałam, że jak chcą, to wezmę kielnię i popracuję z nimi by widzieli, jak zarzucać go na ścianę. Nie chcieli.

No dobrze może i kierowników budów i inżynierów budowy kobiet nie ma wiele. Ale znam wiele kobiet mężatek, które same budowały/zajmowały się  budową, bo mąż nie mógł/nie chciał/ nie umiał /nie miał czasu/ zarabiał kasę. W tym moja osobista siostra. Wybudowała dom sama, będąc w ciąży. Jasne że nie pracowała fizycznie na budowie, ale wszystko było na jej głowie: projekty uzgodnienia, pozwolenia, fachowcy, materiały itp. Mąż ledwo miał pojęcie gdzie ten dom jest, ale zarabiał kasę. No i nie miała problemów z finansami. Ja mam ciut inaczej muszę zarabiać i wydawać na budowę 😃

A tu żeby nie było że tylko moja siostra, dziennik budowy prowadzony przez kobitkę;
http://forum.muratordom.pl/showthread.php?172811-Kup-pan-ceg%C5%82%C4%99-czyli-nasze-budowanie-%C5%9Bwiata-dziennik-budowy

Jak już jestem przy muratorze, forum muratora lektura obowiązkowa i ogłoszenia na olx, materiały i fachowcy. Lektura uzupełniająca: Poradnik majstra budowlanego, takie drobne 900 stron. Jeszcze nie umiem na pamięć, ale czasem zaglądam. Podręczniki budowania słomiano - glinianego przeczytane, po parę razy. Brak podstaw budowlanych nadrabiam w przelocie między pracą a budową (i zadając inteligentne pytania pt co to jest podbetonka 😄)

O tym jak było śmiesznie. Kier bud na budowie uzgadnia coś z majstrem (pseudo majstrem z ekipy fundamentowej nr 1), ja twardo idę z nimi, ale gadają między sobą, ja cóż takie sobie powietrze. Ale potem brałam notatnik i długopis i zapisywałam te uzgodnienia. Jak czegoś nie rozumiałam. nie wiedziałam to się po prostu pytałam. No i co z tego że nie wiedziałam co to podbetonka. To w końcu moja budowa. I się uczyłam uczyłam uczyłam praktycznie oczywiście.

Był mi potrzebny hydraulik na ten tychmiast na etapie zasypywania fundamentów piaskiem, żeby rzucił okiem na ułożone rury do kanalizacji. Obdzwoniłam kilku. Ten z którym się umówiłam nie przyjechał (jak zwykle nie miał czasu) przysłał innego. I przychodzi taki żigolak (w wieku średnim ) wystrojony i wypachniony jak na... jedno słowo mam dosadne ale pominę milczeniem, nie, nie randka coś znacznie mniej romantycznego. Ale widzi babę w ubłoconych portkach, koszuli flanelowej w kratkę i młotkiem w ręku.   I odtąd wszelki słuch o nim zaginął 😃 A co może miałam występować na tym fundamencie w szpilkach i wydekoltowanej obcisłej kiecce? Z tym młotkiem do kompletu.

Wiele się na tej budowie nauczyłam: pokory, odpuszczania czasem, pogodzenia się że nie zawsze jest tak jak chciałam, że mimo planowania zawsze jest coś na wczoraj za późno, że na dobrych fachowców trzeba czekać, że się ciągle coś tam nie zgadza, że są poślizgi, że dostawy się opóźniają.
Umiem machać łopatą, ładować piasek na taczkę, wkręcać wkręty i takie tam drobiazgi,  a jak trzeba było rozładowywałam worki z zaprawą (nosiłam) i palety z HDS-a. Wiem co to podbetonka, chudziak, krokiew i podwalina. Mam świadomość że jeszcze długa droga przede mną, że nie wiem wszystkiego ot tylko ciut. Ale teraz ufam że będzie dobrze...

Tak więc dziewczyny starsze i młodsze, niech to, że akurat teraz jesteście same, nie powstrzymuje Was od spełniania marzeń, o domu, o remoncie, o ogrodzie, o czymkolwiek. Może nie będzie łatwo, może nie będzie lekko, ale dacie radę.

I powiem Wam w sekrecie: dla wszystkich budowa jest stresująca, dla chłopów też.


12 komentarzy:

  1. Prawie mowę mi odjęło jak zobaczyłam wczoraj i dotknęłam tego co znałam do tej pory z twojego bloga i fotografii.Choć nie do końca bo ściany były nowością.Babo na budowie - potrafisz dużo więcej niż tutaj wymieniłaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie za wiele potrafię budowlanki :) Ale dziękuję bardzo i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. I jak tam na budowie ? Kiedy budowanie ścian dalej ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ściany się budują z przerwami, więcej przerw niż budowania. Byle do zimy otynkować na zewnątrz i żeby jeszcze zdążyło wyschnąć przed przymrozkami. Napisze raport jakoś we wrześniu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyschło ? Dajesz radę z tynkowaniem ? Brak raportu we wrześniu trochę mnie zmartwił. Różne teraz zawirowania z pogodą ale są i takie prognozy ,że jesień ma być długa i ciepła.Choć u mnie już tydzień temu zprzymrozkowało dalie i funkie.

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie o to mi chodzi, kierownik z majstrem uzgadniają sprawy Twojej budowy, a Ty to powietrze, stały numer na budowie. Jak ci faceci lubią to pokazywać! Wg mnie najlepszym orężęm kobiety na budowie jest wiedza. Jak się wykażesz raz i drugi o to od razu poczują respekt. Ja to zwykle robię tak - przygotowuję wiedzę teoretyczną z tego co ma być akurat zrobione (z internetu, filmiki, zdjęcia, nazwy itp.) i jak idę na budowę to od razu czuję się pewniej. No i żelazna zasada - nigdy przenigdy na budowie nie pytam nikogo o sprawy techniczne (od tego mam internet). Ktoś kto pyta o cokolwiek u facetów nie ma za grosz autorytetu. Nawet facet a co dopiero kobieta. A przygotować się z jakiegoś etapu budowy nie jest tak trudno w czasach internetu, a potem ta wiedza zwraca się wielokrotnie.
    Rozgadałam się, bo jestem świeżo po budowie fundamentów u siebie i przerabiałam to wszystko na sobie. No może mi trochę łatwiej bo sama jestem kierownikiem swojej budowy.
    I jeszcze jedna moja uwaga. Zawsze przelicz czy na pewno firma która daje tylko robociznę bez materiałów wyjdzie cię taniej, bo to nie zawsze tak jest. Jak się zatrudnia firmę z samą robocizną to o wiele łatwiej popłynąć w nieprzewidywalnych kosztach niż jakbyś zatrudniła firmę która sama zapewnia materiały. I o wiele więcej nerwów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś kierownikiem budowy ??? Ło matko... Toż to budowlaniec z Ciebie i w dodatku z uprawnieniami kierownika. Chylę czoła. No raczej - nikt Ci nie podskoczy. Żaden chłop wykonawca. Może przyjedziesz do mnie na budowę :)
    O ile mogę to się przygotowuję, nie zawsze mam na tyle czasu. No po coś Ci ludzie się uczyli tego budownictwa. Coś czego muszę poszukiwać kilka nocy, kierownik budowy ot tak sobie rzuca. Że rzadko go widuję, to inna sprawa.
    U mnie sposób kombinowany z materiałami i wykonawcami. Duże "rzeczy" drewno dachówkę kupowałam ja, a teraz to już chłopaki kupują. Co też było z przygodami i problemami.
    Trzymam mocno kciuki za Twoją budowę i dawaj znać jak idzie.
    Pozdrawiam zimowo przedsiątecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fakt, na budowie nikt mi nie podskoczy bo jestem jednocześnie kierownikiem budowy i inwestorem, co nie znaczy że jest lekko:) No ale dzięki temu, że waruję na budowie non stop to oszczędziłam sporo kasy (a wydawało się że nie mam tam nic do roboty). Jak mówię, żeby nie pytać o nic ludzi na budowie to mam na myśli przede wszystkim wykonawców. Jak oni wyczują że się ktoś nie zna to olewają robotę. Połowa wykonawców w ogóle rezygnuje z roboty u nas jak się zorientują, że znamy się z mężem na budowie (on też budowlaniec). Wyobrażasz to sobie? Rezygnują bo ktoś się zna!
    A jeśli chodzi o materiały to nie wyszłoby u Ciebie 1,5 kubika betonu za dużo na fundament gdyby to oni płacili za materiał. I o takich właśnie dodatkowych kosztach mówię.
    Na pocieszenie dodam, że najgorzej na budowie jest z betonowymi robotami, czyli fundamenty, ściany murowane, nawet flizowanie, wszystko co z cementem się robi. Wszystkie inne branże to miodzio w porównaniu z tym.
    Teraz rozmawiamy z instalatorami, co za ulga! Inny świat.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteście w idealnej sytuacji obydwoje budowlańcy. Tylko pozazdrościć.
    Wyobrażam sobie że rezygnują. U mnie to wygląda tak że trzeba się prosić i kłaniać nisko, żeby zechciał ktoś przyjść na budowę. No to ja się nie dziwie że rezygnują u Ciebie znajdą tysiąc innych frajerów, u których będą robić co chcą. Albo nie ma wykonawców, terminy zajęte na rok, albo przychodzą partacze. Masz racje najwięcej nerwów kosztowały mnie fundamenty. Aż tak że straciłam cały zapał do budowy. No, że potem miodzio nie wydaje mi się. Instalatorzy jak przychodzą narzekają na ściany, wykonawcy ścian narzekają na hydraulika i elektryka, każdy kolejny kto przychodzi to słyszę że to i tamto spieprzone, a w ogóle to on nie może brać odpowiedzialności bo coś tam. Strasznie dołujące...

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze ekipa, która przychodzi nadaje na poprzednią, to standard, bo dzięki temu oni sami wypadają lepiej. Nie należy wierzyć w to co mówią o poprzednikach. Takie rozmowy najlepiej urywać wpół słowa. Można np. powiedzieć, że jak oni wyjdą to następni będą o nich mówić to samo. Cokolwiek, byle nie rozwijać tego tematu.
    No i oczywiście masz rację, reszta budowy też nie jest lekka, trzeba pilnować na każdym kroku, ale już łatwiej niż przy fundamentach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oni by najlepiej w ogóle nie brali odpowiedzialności za nic, dlatego zwalają na innych którzy się obronić nie mogą bo ich nie ma. Jak człowiek zna te ich sztuczki i wie że to ściema to wtedy łatwiej się nie dać wpuścić w maliny.
    Bo jak się zgodzisz z nimi że wcześniejsza robota jest spieprzona to Ty masz przechlapane, bo oni odstawią fuszerkę i zwalą na poprzedników. Nie można do tego dopuścić.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za podpowiedzi i rady. Elektryk znajomy też mi tak mówi, ze każda ekipa nadaje na inną. Ale jakoś tak mam że za każdym razem reaguję żołądkiem. Jeszcze się nie nauczyłam dystansować.

    OdpowiedzUsuń