Po komentarzu Sylwii:
"Myślę że kobieta sama na budowie ma trudniej niż facet, bo za sam ten fakt ma mniej respektu. Na innym blogu kobieta sama remontująca dom w pewnym momencie (nie takim znowu krótkim) musiała do domu wchodzić przez okno, bo zamontowane przez fachowców drzwi nie dały się otworzyć. Już nie wspomnę, że gliniane tynki robiła trzy razy. Ech... scyzoryk się w kieszeni otwiera."
za który bardzo dziękuję, ciągle chodzi za mną: jak to jest z tą babą na budowie samą.
Ano zachciało się babie budować (w dodatku ze słomy) to teraz ma.
Jest straszno i przerażająco czasem i beznadziejnie i stresowo (to zawsze na bank - codziennie coś), czasem się ma dość wszystkiego, czasem śmiesznie, a czasem radośnie a czasem duma rozpiera. Pełny wachlarz. Do wyboru (niekiedy ograniczonym) do koloru. Tylko nudno nie ma nigdy. To gwarantowane.
Najgorszy jest ten strach. O matko jak ja się bałam tej budowy. Niepotrzebnie. Od decyzji (2013) do wbicia łopaty (2017) trochę czasu upłynęło. Dojrzewałam sobie 😃. Równocześnie dojrzewały sobie papiery projekty podłączenia i pozwolenia. Nawet na ogrodzenie musiałam mieć pozwolenie - uwierzycie?
O strachu i nastawieniu: przez pewien czas było tak: jak głupia baba nie mająca pojęcia o budowie sobie poradzi? Z naciskiem że sobie nie poradzi. Największy błąd.
I było szukanie pomocników, co pojęcie mają większe. No i był taki jeden znajomy jak on mi to pomoże, bo przecież na budowie się zna jak nikt inny. Według niego: fundamenty zrobimy sami (znaczy z lokalną ekipą), bo przecież on ma ekipę, drewno ma sprawdzone to też nie będzie problemu. Tylko niech z tą słomą zrobią ci z Lublina. Uwierzyłam. Kolejny błąd.
Przyszło do budowania, okazuje się że ekipy do fundamentów nie ma. Zostałam z niczym (a raczej z nikim), nie miał kto zrobić fundamentów. Drewna też nie ma. Tego wielkiego pomocnika co się miał zajmować budową, fachowcami, materiałami w dobrej cenie, nie było ani razu na budowie - zero.
Koniec końców to była dobra lekcja odpowiedzialności za którą jestem wdzięczna.
Tak oto wreszcie dotarło do mnie, że budować owszem będę samodzielnie. I z wszystkimi problemami muszę się zmierzyć sama. Budowę wzięłam w swoje ręce. Nareszcie! Nie było lekko ale było lepiej, klarowniej, że budowa zależy ode mnie. Owszem wielka odpowiedzialność, ale też poczucie siły takiej wewnętrznej.
Według innego znajomego: sama baba to od razu do odstrzału. W sensie łatwy cel do wykiwania przez fachowców. Więc pytam jeszcze kogoś innego: jak to jest na z tymi babami na budowie: czy baby się nie słucha. I opowiedział mi przypowieść: jak to koledzy wiedząc że nadzorować robotę będzie baba, poszli na łatwiznę "a co to tam baba wie", i nie będą robić tak jak należy, pójdą po bandzie. I jak ta kobita przyjechała na budowę, ustawiła cwaniaczków tak że im szczęki pospadały i zabrali się biegusiem za porządną robotę. A ten mój znajomy miał ubaw po pachy. Nie powiem budujące wielce.
A tu opowieść o innej kobiecie budowniczym, co to ustawiała wykonawców:
http://niedlaidiotow.blog.pl/archiwa/919
Mój ulubiony fragmencik:
Szefowa, jak mamy przygotować tynk? Bo w projekcie nie ma o tym ani słowa? Roześmiałam się i spytałam: – Jak długo pracujecie na budowie? Ponad 10 lat i nie umiecie tynku z worka rozrobić? No to chodźcie chłopaki, pokażę wam. Poszliśmy, tynk wsypany do kastry, włączyłam mieszadło, szlauch z wodą i po chwili tynk był gotowy. Żartem powiedziałam, że jak chcą, to wezmę kielnię i popracuję z nimi by widzieli, jak zarzucać go na ścianę. Nie chcieli.
No dobrze może i kierowników budów i inżynierów budowy kobiet nie ma wiele. Ale znam wiele kobiet mężatek, które same budowały/zajmowały się budową, bo mąż nie mógł/nie chciał/ nie umiał /nie miał czasu/ zarabiał kasę. W tym moja osobista siostra. Wybudowała dom sama, będąc w ciąży. Jasne że nie pracowała fizycznie na budowie, ale wszystko było na jej głowie: projekty uzgodnienia, pozwolenia, fachowcy, materiały itp. Mąż ledwo miał pojęcie gdzie ten dom jest, ale zarabiał kasę. No i nie miała problemów z finansami. Ja mam ciut inaczej muszę zarabiać i wydawać na budowę 😃
A tu żeby nie było że tylko moja siostra, dziennik budowy prowadzony przez kobitkę;
http://forum.muratordom.pl/showthread.php?172811-Kup-pan-ceg%C5%82%C4%99-czyli-nasze-budowanie-%C5%9Bwiata-dziennik-budowy
Jak już jestem przy muratorze, forum muratora lektura obowiązkowa i ogłoszenia na olx, materiały i fachowcy. Lektura uzupełniająca: Poradnik majstra budowlanego, takie drobne 900 stron. Jeszcze nie umiem na pamięć, ale czasem zaglądam. Podręczniki budowania słomiano - glinianego przeczytane, po parę razy. Brak podstaw budowlanych nadrabiam w przelocie między pracą a budową (i zadając inteligentne pytania pt co to jest podbetonka 😄)
O tym jak było śmiesznie. Kier bud na budowie uzgadnia coś z majstrem (pseudo majstrem z ekipy fundamentowej nr 1), ja twardo idę z nimi, ale gadają między sobą, ja cóż takie sobie powietrze. Ale potem brałam notatnik i długopis i zapisywałam te uzgodnienia. Jak czegoś nie rozumiałam. nie wiedziałam to się po prostu pytałam. No i co z tego że nie wiedziałam co to podbetonka. To w końcu moja budowa. I się uczyłam uczyłam uczyłam praktycznie oczywiście.
Był mi potrzebny hydraulik na ten tychmiast na etapie zasypywania fundamentów piaskiem, żeby rzucił okiem na ułożone rury do kanalizacji. Obdzwoniłam kilku. Ten z którym się umówiłam nie przyjechał (jak zwykle nie miał czasu) przysłał innego. I przychodzi taki żigolak (w wieku średnim ) wystrojony i wypachniony jak na... jedno słowo mam dosadne ale pominę milczeniem, nie, nie randka coś znacznie mniej romantycznego. Ale widzi babę w ubłoconych portkach, koszuli flanelowej w kratkę i młotkiem w ręku. I odtąd wszelki słuch o nim zaginął 😃 A co może miałam występować na tym fundamencie w szpilkach i wydekoltowanej obcisłej kiecce? Z tym młotkiem do kompletu.
Wiele się na tej budowie nauczyłam: pokory, odpuszczania czasem, pogodzenia się że nie zawsze jest tak jak chciałam, że mimo planowania zawsze jest coś na wczoraj za późno, że na dobrych fachowców trzeba czekać, że się ciągle coś tam nie zgadza, że są poślizgi, że dostawy się opóźniają.
Umiem machać łopatą, ładować piasek na taczkę, wkręcać wkręty i takie tam drobiazgi, a jak trzeba było rozładowywałam worki z zaprawą (nosiłam) i palety z HDS-a. Wiem co to podbetonka, chudziak, krokiew i podwalina. Mam świadomość że jeszcze długa droga przede mną, że nie wiem wszystkiego ot tylko ciut. Ale teraz ufam że będzie dobrze...
Tak więc dziewczyny starsze i młodsze, niech to, że akurat teraz jesteście same, nie powstrzymuje Was od spełniania marzeń, o domu, o remoncie, o ogrodzie, o czymkolwiek. Może nie będzie łatwo, może nie będzie lekko, ale dacie radę.
I powiem Wam w sekrecie: dla wszystkich budowa jest stresująca, dla chłopów też.