środa, 20 grudnia 2017

Pięścią w twarz

Gdyby mi to ktoś opowiedział, nie uwierzyłabym. Wracam sobie dziś z pracy, idę od autobusu do sklepu, w biały dzień, trasą którą przychodzę prawie codziennie, mnóstwo ludzi tamtędy chodzi i nagle...

dostaję pięścią w twarz.

Usłyszałam siebie jak krzyczę: co pan robi, czemu pan mnie bije. Gość wrzeszczy na mnie, chyba jakieś wyzwiska, że coś mu powiedziałam i zamierza się do uderzenia. Gościa pierwszy raz widzę. Ma takie dziwne mętne oczy. I siniaka albo zadrapanie na czole. Jedyne co pamiętam przed, to to że popatrzyłam na sklepik: o przyjmują zamówienia na ciasta. A potem dostałam. Instynktownie odsuwam się do tyłu od napastnika. Nadbiegł starszy pan, krzyczy: niech pan zostawi tą panią. Wybiegła pani z pobliskiego sklepiku. Gość jest dalej agresywny, wyzywa mnie  i chce uderzyć. Pan który przyszedł mi z pomocą krzyczy coś do napastnika. Przecież ta pani nic nie zrobiła. Gość dalej mnie taranuje odsuwam się żeby nie uderzył. Trzymam się za wargę, w którą dostałam.

Mój  "wybawca" dzwoni na policję.  "Bokser" zakapturzony odchodzi szybko jak gdyby nigdy nic. Mój wybawca - starszy pan - za nim. Słyszę z rozmowy telefonicznej że policja chce wiedzieć czy pobita pani tam jest. Jest. No i ganiamy za gościem.  Gość kluczy między blokami na osiedlu. Wybawca prosi jeszcze jednego mężczyznę o pomoc.  Boją się  zatrzymać boksera, bo jest agresywny. Musi być chyba po narkotykach bo taki agresywny, według mojego wybawcy. Starszy Pan opowiada że obserwuje boksera, bo zaatakował przed sklepem mężczyznę. Zaatakowany był większy, więc bokser odpuścił. Ja nie byłam większa. Bokser idzie coraz szybciej. Teraz ganiamy za bokserem we trójkę. Ganiamy i ganiamy. Policji jak nie było tak nie ma. Bokser zaczyna biec. Panowie za nim (starszy pan przecież). Ja już nie dam rady tak szybko. Widzę że wybawca znowu dzwoni na policję. Bokser na kładkę (nad dużą ulicą) na schody. Za bokserem panowie. Ja za nimi. I przywołuje mnie starszy pan gestem. Policja przy schodach. Boksera złapali. Siedzi w samochodzie.

Policjant najpierw rozmawia ze starszym Panem. Biorą jego dane. Potem ode mnie chcą dowód. Z nerwów nie mogę znaleźć portfela. Podaje dowód. Policjant wsiada do samochodu. Ja czekam obok samochodu. Spisują moje dane. Rozmawiają z bokserem. Policjant wysiada. Pyta mnie czy będę coś składać. Pytam co to znaczy. Jak będę coś składać to trzeba jechać na komisariat. O Boże, kiedyś tam byłam jak mi porysowali auto. Wiem jak to wygląda. Czeka się parę godzin na złożenie zeznań. Nie, na pewno teraz nie pojadę na komisariat. Pytam policjanta jaka to różnica czy coś złożę czy nie złożę. Jak złożę to najprawdopodobniej skończy się to tak, że bokser mnie przeprosi. Policjant mi mówi że rozmawiali z bokserem. Ma kryzys, stracił pracę. No cóż to usprawiedliwia atakowanie przechodzących kobiet.

Policjant mnie pyta czy chce żeby bokser mnie przeprosił. Nie chcę. Chcę do domu.

W domu dzwonię do znajomego. Namawia mnie do złożenia zeznań. Nie czuję się na siłach. Ekspresowy kurs prawniczy internetowy. Taki atak jeżeli nie ma uszkodzeń ciała powyżej 7 dni, jest ścigany z oskarżenia prywatnego. Znaczy że muszę jechać na ten komisariat, złożyć zeznania. Potem wnieść i opłacić sprawę sądową. Potem jest posiedzenie pojednawcze obowiązkowe. Na którym sąd będzie nakłaniał do przeprosin i do przyjęcia tych przeprosin.

No więc wypada na to, że każdy agresywny może Cię napaść. I jak Cię ciężko nie uszkodzi powyżej 7 dni, pobyt w szpitalu, złamania, te rzeczy, to jedyne na co możesz liczyć to:  przepraszam. O ile masz dość determinacji, żeby uganiać się po komisariatach i po sądach.

To ja dziękuję, niepotrzebne mi to przepraszam. A gość znowu może mi przyłożyć, kiedy będę szła na swoim osiedlu.


poniedziałek, 18 grudnia 2017

Camino

Nie, nie wybieram się znowu na camino (jeszcze nie).
Słowo się rzekło, że zakończę opowieść o camino i zakończyłam.

Jest tutaj
http://podbzami.blogspot.com/p/camino-czyli-droga.html

Może jeszcze coś tam poprawię (nieznacznie), ale generalnie opowieść jest ukończona.
Po roku czasu odkąd niespodziewanie i nieodparcie wezwało mnie camino.


sobota, 16 grudnia 2017

Pora wracać

Już czas. Wystarczy. Tego porzucenia bloga. Ostatni post był kiedy była pełnia lata, a teraz zima. No dobra była zima, na początku grudnia (mam dowody rzeczowe 😃). Nie mogę dalej się opierać. Bo przecież inne ważne sprawy, np. praca. Coś tam miałam zaplanowane, że najpierw praca a potem blog, ale nie idzie od jakiegoś czasu, ale to wcale. Poddaje się, koniec walki z sobą i zmuszania się do czegoś co uparcie nie chce się posuwać naprzód. Wracam do bloga.

Dom (już) stoi, ja też (jeszcze). Chociaż było ciężko z tendencją do ucieczki, gdzie pieprz rośnie (dalej się nie dowiedziałam gdzie to). Stan zamknięty. Albo surowy zamknięty, chyba tak to się powinno fachowo nazywać. Będę po kolei dokumentować i uzupełniać historię budowy. Może zdążę przed Nowym Rokiem, a może przed wiosną.
I zakończę opowieść o camino, no bo wkrótce będzie.... rok jak wyruszyłam.

A na razie zima z początku grudnia.
Pod śniegiem bajzel budowlany nie wygląda strasznie

Dowód rzeczowy nr 2 na zimę i obwiązywanie chochołków
z narażeniem życia (znaczy przemarznięcia na kość)