Pewnie że taniej, licząc mój czas, w którym mogłabym pracować w mieście, dojazdy z miasta, narzędzia, nasiona (te akurat jakieś straszliwie drogie nie są) itd. Ale taniej też byłoby nie wyściubiać nosa z bloku, a kontakt z ziemią ograniczyć do siedzenia na ławce przed blokiem. (Jako żywo jeszcze nigdy nie miałam na to czasu).
I jeszcze taki drobiazg: jakość tych jarzyn. Czy jarzyny są uprawiane czy produkowane? Bardziej produkowane niż uprawiane. Na wielką skalę, wielkimi maszynami, wielkimi opryskami i wielkimi nawozami. Po sąsiedzku mam uprawę czosnku. Częściej jest kropiony niż nie kropiony. A przed sadzeniem zaprawiany różowym czymś znaczy różową trucizną. A potem to jemy, a potem chorujemy...
Wszystko ręcznie, nic nie kropione - kontynuuje rozmowę majster kowboj. Ano wszystko ręcznie. Po co miałabym się własnoręcznie truć. Wracając do tego czy taniej w sklepie. Jarzyny eko albo organik (teraz tak to się nazywa) to już takie tanie nie są.
I jeszcze o kosztach cenach i pieniądzach. Kiedyś dawno temu na wsi chodziło się do sklepu rzadko. Po cukier albo sól. Wszystko było swoje. Masło mleko jarzyny. A babcia piekła chleb raz na tydzień. Teraz w tej wsi, gdzie mieszkała babcia nie ma ani jednej krowy. Nie opłaca się. Jarzyn uprawiać też się nie opłaca. Taniej kupić w sklepie. A z gospodarstwa już się nikt nie utrzymuje. W mojej wsi i babcinej wsi. Nie ma takiego gospodarstwa. Z każdego domu ktoś pracuje, pomimo że jest czosnek albo świnie albo czosnek i świnie. Nie da się utrzymać. To kiedy można się utrzymać? Jak się ma 300 hektarów i fabrykę krów. Fabrykę nie hodowlę. Krowy nawet nie oglądają trawy. A boksy tak ciasne że nie mogą się położyć.
Film Samsara (2011).
Fabryki stłoczonych krów, świń albo kurcząt. I stłoczeni ludzie w miastach. Wiecznie gdzieś gnający. I nigdy nie mający czasu, ciągle w pośpiechu.
A ja sobie tu plewię te parę grządek ręcznie.
Oplewione parę grządek |
Zajrzałam tu jak plewisz widziałam.I to wszystko z nasionek ?
OdpowiedzUsuń