czwartek, 18 sierpnia 2016

Pali się słoma i mam słomę

Dojeżdżając do działki: Skąd ten dym? Co się pali? Łęty po ziemniakach? Nie to jeszcze nie czas. I wtedy zobaczyłam: słoma się pali. Dwa pola dalej od mojego rancza. Wystrzeliłam z samochodu, podbiegłam przez pole do gościa. 
- Pali Pan słomę?
- Bo nie potrzebuję (i widłami dokłada do ognia).
 - A ja chętnie wezmę
- Ale jak Pani weźmie?
- No jakoś wezmę, 
- Ale za późno (a jeszcze nie wszystko się paliło i dodaje tymi widłami do ognia)
Młody Sąsiadów akurat zwoził ich słomę. Facet od palącej się słomy zatrzymał traktor Młodego
- Bo Pani chce słomę
Na to wyszła Sąsiadka (mieszkają po drugiej stronie drogi)
- To Pani przywieziemy tej słomy, pani pokaże, gdzie pani złożyć.

I tym sposobem mam słomę na ściółkowanie. Już przywieziona w moje chaszcze. (Zdjęcie zamieszczę).



Zapasy słomy, to niebieskie to na kabel na prąd


Słoma między bzami, przykrywa przez Sąsiadów


Ale zapobiec spalaniu nie udało się.
No przecież nie wyskoczę z tekstem: życie biologiczne w glebie ginie itd. Jedyne co mogę powiedzieć to że wezmę słomę. A i tak gość (stary kawaler jak zeznawała Sąsiadka, zdziwaczały jakiś ma swoje sposoby i już) spalił do ostatniego źdźbła, zbronował spopielałe pozostałości (chyba jeszcze gorące) i pojechał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz